Mińsk chce zmienić kontrakt z Gazpromem, aby zmniejszyć skalę podwyżek cen gazu i rozłożyć je w czasie. Na osłodę Białoruś oferuje Rosjanom swoje zakłady petrochemiczne.
Kiedy go podpisywano, Gazprom przewidywał, że w 2008 r. baryłka rosyjskiej eksportowej ropy naftowej Urals będzie kosztować 61 dolarów, a faktycznie kosztuje teraz ponad 120 dolarów. Siemaszka przypomniał też, że w maju rząd Rosji postanowił opóźnić z 2011 nawet do 2015 r. podwyżki cen gazu na wewnętrznym rynku. Rząd Putina uznał, że wcześniejszy harmonogram podwyżek mógłby doprowadzić do podwojenia w 2011 r. cen energii w Rosji, co miałoby katastrofalne skutki dla gospodarki.
- Jeśli dla naszego bogatego sąsiada miałoby to takie skutki, to dlaczego my mamy znowu podnosić ceny gazu o 1,5 czy 2 razy - pyta Siemaszka.
Już w piątek Białorusini dowiedzieli się, że ich rachunki za gaz wzrosną niemal o jedną dziesiątą - do 158,7 dolara za 1 tys. m sześc. (bez podatku VAT). Podwyżka hurtowych cen gazu ma zrekompensować wzrost wydatków na import surowca z Rosji, który do końca roku Białoruś będzie kupować po 128 dolarów za 1 tys. m sześc. - o 9 dol. drożej niż na początku roku. Wzrostu cen nie dało się uniknąć, chociaż w piątek Gazprom podpisał umowę o wzroście opłat za tranzyt swojego surowca przez Białoruś.
Jednak nawet po tej podwyżce Mińsk płaci wyjątkowo niską cenę za rosyjski gaz - ponad trzy razy taniej niż np. Polska czy Litwa.
Zapłatą za utrzymanie niskich cen gazu może być sprzedaż rosyjskim koncernom głównych zakładów petrochemicznych na Białorusi. W sierpniu Łukoil ma przedstawić ofertę na prywatyzację największej białoruskiej rafinerii Naftan, a w październiku propozycję prywatyzacji zakładów Polimir złoży koncern Rosnieft - zapowiedział Siemaszka.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Białoruś chce taniego gazu z Rosji