Parlament Europejski prawdopodobnie wywrze polityczną presję, by nie powstał niemiecko-rosyjski gazociąg Nord Stream.
Chodzi o gazociąg, który rosyjski Gazprom chce budować z niemieckimi koncernami po dnie Bałtyku, omijając terytorium Polski. Nasz kraj promuje budowę znacznie tańszego, lądowego gazociągu przez Polskę i kraje nadbałtyckie.
Parlament Europejski nie ma prawa zablokować budowy gazociągu bałtyckiego. Jeśli przyjmie rezolucję sprzeciwiającą się projektowi, będzie to jednak element presji politycznej, który może dostarczyć argumentów przeciwnikom rury. Wszystko wskazuje na to, że tak się stanie. Wczoraj nad raportem, którego autorem jest polski eurodeputowany Marcin Libicki, głosowała komisji petycji parlamentu - czytamy w "Gazecie".
Zapowiadała się ostra walka. Zwolennicy gazociągu zgłosili 189 poprawek. Ostatecznie prawie wszyscy głosowali jednak za wersją proponowaną przez Libickiego. To dobrze wróży przed głosowaniem całego parlamentu, które ma odbyć się 9 lipca.
- Sądzę, że żadna z grup politycznych nie będzie przeciw. Raport poprą na pewno prawie wszyscy posłowie z państw nadbałtyckich - mówił wczoraj Libicki. Poparcie przyjdzie zapewne także z wielu innych krajów, np. Wielkiej Brytanii.
Przeciw mogą być natomiast Niemcy, być może także Holendrzy, którzy uczestniczą w projekcie budowy Nord Stream. Podczas wczorajszego głosowania w komisji niemieccy posłowie opowiedzieli się przeciw lub byli nieobecni - napisała "Gazeta".