Czy po wizycie prezydenta Bronisława Komorowskiego Ukraina wywiąże się z kontraktu na dostawy gazu do Polski, wstrzymywane od początku roku?
W czwartek poprosiliśmy dyrektor biura prasowego Kancelarii Prezydenta Joannę Trzaskę-Wieczorek o potwierdzenie doniesień ukraińskiej gazety. Jednak odpowiedzi nie dostaliśmy, choć w czwartek Kancelaria Prezydenta zapowiadała, że ją szykuje.
Chodzi o dwie bardzo drażliwe kwestie w relacjach Warszawy z Kijowem.
Od początku roku ukraiński państwowy koncern Naftohaz nie wypełnia kontraktu na import gazu do Polski przez połączenie w okolicach Hrubieszowa. Dotąd przez to połączenie, zgodnie z umową zawartą w 2004 r. i obowiązującą do 2020 r., płynęła niewielka ilość gazu - 5-6 mln m sześc. rocznie, dla gmin koło Hrubieszowa. Ale od 2011 r. dostawy z Ukrainy miały wzrosnąć do 200 mln m sześc. rocznie, czyli stanowić 5 proc. całego importu gazu do Polski. W przyszłości planowano sprowadzać z Ukrainy 400-500 mln m sześc. gazu rocznie.
Umowa była atrakcyjna, bo gaz z Ukrainy był najtańszym surowcem importowanym przez PGNiG.
Jesienią zeszłego roku polski koncern zakończył budowę rury z Hrubieszowa do Zamościa, aby wprowadzić nią do krajowej sieci zwiększone dostawy z Ukrainy. Jednak wtedy nad tymi planami zaczęły się gromadzić czarne chmury. We wrześniu 2010 r. Naftohaz wstrzymał dostawy przez Hrubieszów i wznowił je dopiero po miesiącu, przed spotkaniem Komorowskiego i Janukowycza w Jałcie. Ponownie ukraiński koncern zakręcił kurek z gazem od stycznia 2011 r.
- Gaz, jaki dostajemy z Rosji, jest o 40-50 dol. droższy niż gaz w Polsce. Z powodu wysokiej ceny nie możemy eksportować tego gazu do Polski - cytuje "Kommiersant Ukraina" anonimowego urzędnika wysokiej rangi w ukraińskim ministerstwie energetyki. To zaskakujące tłumaczenie, bo za 1000 m sześc. rosyjskiego gazu PGNiG płaci co najmniej 100 dol. drożej niż Naftohaz. Od roku Moskwa nie dolicza 100 dol. cła na gaz dla Ukrainy, a w zamian Kijów przedłużył o ćwierć wieku dzierżawę baz dla rosyjskiej Floty Czarnomorskiej.
Wcześniej Naftohaz tłumaczył, że wstrzymał dostawy do Polski, bo latem zeszłego roku zmieniły się przepisy i ukraińskie firmy państwowe nie mogą już eksportować gazu z własnych złóż. Jednak na Ukrainie złoża mają także prywatne firmy.
Jedną z nich jest Dewon - właściciel jednego z największych pól gazowych na Ukrainie, o zasobach szacowanych na 15 mld m sześc. surowca.
Od 2000 r. PGNiG ma 36,4 proc. akcji Dewonu i jest największym udziałowcem spółki. Polska firma zainwestowała w tę firmę, aby importować gaz z Ukrainy.
Szkopuł w tym, że Dewon nie ma koncesji na eksploatację swoich złóż. Taką koncesję ukraińska administracja wydawała różnym firmom, a te rozpoczynały spory z Dewonem, utrudniając spółce działalność. Po kolejny takich sporach w 2009 r. Dewon do dziś nie wydobywa gazu.
W Kijowie sugerują, że można za jednym zamachem rozwiązać spór wokół Dewonu i problem z kontraktem gazowym z Polską. - Dewon mógłby wydobywać gaz i dostarczać go do wschodniej Ukrainy Naftohazowi, a ten, na zasadzie transakcji wymiany swap, sprzedawałby go Polsce - cytuje "Kommiersant Ukrainy" rozmówcę z ministerstwa energetyki. Nie wyjaśnił, dlaczego Dewon nie mógłby eksportować gazu na własny rachunek.
Kontrakt z 2004 r. pozwala PGNiG pozwać Naftohaz do międzynarodowego arbitrażu za niewypełnianie kontraktu. Ale PGNiG nie odpowiedziało nam, czy chce w ten sposób dochodzić swoich praw. Koncern stwierdził tylko, że wraz z Naftohazem "pracują nad rozwiązaniem interesującej pana kwestii", i nie będzie jej komentować do czasu osiągnięcia porozumienia. PGNiG stwierdziło też, że rozważa dalsze zaangażowanie w Dewon, bo "obecnie klimat inwestycyjny na Ukrainie nie pozwala na prowadzenie takich projektów".
Taki zastrzeżeń nie ma włoski koncern ENI, który dwa tygodnie temu postanowił zainwestować 68 mln dol. w ukraińskie złoża gazu, uzgadniając tę inwestycję z rządem w Kijowie.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Gazowe problemy Polski z Ukrainą czekają na rozwiązanie