Od miesiąca większość UE nie mają problemów z dostawami gazu ze Wschodu. Ale gazowy konflikt Moskwy z Kijowem wciąż grozi nowym wybuchem.
Jednak ze Wschodu dochodzi coraz więcej sygnałów, że kontrakty nie rozwiązały ostatecznie gazowego sporu i konflikt może się znów rozpalić - być może nawet wiosną.
Pierwszy sygnał padł 10 dni temu, podczas wizyty delegacji UE w Moskwie. Putin powiedział wtedy, że rząd Rosji chciałby, żeby powołana na mocy porozumienia z Komisją Europejską grupa międzynarodowych obserwatorów, która nadzoruje tranzyt gazu, kontynuowała misję co najmniej do końca marca. Dlaczego? Putin nie tłumaczył. Ale wywołał zaskoczenie, bo zaraz po uzgodnieniu z Tymoszenko nowych kontraktów gazowych to właśnie premier Rosji publicznie mówił, że międzynarodowi obserwatorzy powinni już zakończyć pracę - czytamy w dzienniku.
Zaraz potem okazało się, że od kwietnia mogą faktycznie pojawić się problemy z tranzytem przez Ukrainę. Naftohaz i Gazprom nie uzgodniły jeszcze szczegółowych warunków przesyłu od drugiego kwartału, a negocjacje są w impasie, bo rosyjski koncern stawia niekorzystne warunki - ujawnił ukraiński tygodnik "Dzerkało Tyżnia".
Uzgodnienia Tymoszenko i Putina wywołują zaś coraz większe spory w Kijowie. Kilka dni temu na posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa i Obrony Narodowej Ukrainy ostro skrytykował je prezydent Wiktor Juszczenko, zarzucając pani premier, że nie miała mandatu na tak daleko idące ustępstwa wobec Gazpromu. Zdaniem administracji Juszczenki bazowa cena gazu dla Ukrainy, którą na 10 lat ustalono na 450 dol. za 1 tys. m sześc., należy do najwyższych w Europie. A jednocześnie Gazprom dostał ulgi w tranzycie. Od przyszłego roku opłaty za przesył 1 tys. m sześc. gazu na odległość 100 km przez Ukrainę wyniosą 2,04 dol. - prawie dwa razy mniej niż np. na Słowacji.
Według nowego kontraktu, jeśli ukraiński koncern choć raz spóźni się z zapłatą za miesięczne dostawy gazu, to od kolejnego miesiąca Gazprom może żądać zapłaty z góry za całość zamówienia. A ponieważ kontrakt zawarto na zasadzie "bierz lub płać", Kijów musiałby zapłacić, nawet gdyby chciał zrezygnować z importu - wyjaśnia "GW".
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Gazowy konflikt Rosji z Ukrainą wciąż grozi wybuchem