Odpowiedzialność za umowę z Gazpromem z 2010 r. powinna być odpowiedzialnością nie tylko polityczną - ocenił w rozmowie z telewizją internetową "wPolsce.pl" marszałek Senatu Stanisław Karczewski, pytany o doniesienia tygodnika "Sieci" na temat negocjacji umowy z Gazpromem.
Marszałek Senatu, pytany czy ktoś powinien odpowiedzieć za "niekorzystną umowę" z Gazpromem odpowiedział, że "taka odpowiedzialność powinna być nie tylko odpowiedzialnością polityczną". "Wiele decyzji, wiele ruchów, czy brak ruchów, bierność poprzedniej władzy, jak chociażby w kwestiach związanych z akcyzą i z podatkiem VAT, wskazują na to, że nie działano w polskim interesie, więc wszystkie możliwości prawne powinny być wykorzystane" - powiedział Karczewski.
Jak podkreślił, w negocjacjach trzeba stawiać własne warunki, a w rozmowach z Gazpromem - w jego ocenie - warunki były bardzo słabe.
"Przyjęliśmy warunki strony przeciwnej, która na tym zyskuje, a Polacy tracili, tracą i jeszcze będą tracić, także to jest zdumiewające. Na pewno wymiar sprawiedliwości i odpowiednie służby, również powinny dokładnie przeprowadzić śledztwo w tej sprawie" - zaznaczył Karczewski.
Według tygodnika "Sieci" w pierwszej instrukcji dot. negocjacji z Gazpromem z 6 marca 2009, jest m.in. mowa, że "strona polska nie dopuści do próby zwiększenia ilości kontraktu jamalskiego, uzgodnionych Protokołem z dnia 2 lutego 2003 roku, jako rozwiązania zastępującego kontrakt z RosUkrEnergo AG", a także że "w przypadku podniesienia przez stronę rosyjską statutu EuRoPol Gazu SA, strona polska jest zainteresowana utrzymaniem status quo w obszarze podziału kompetencji i sposobu podejmowania decyzji przez zarząd spółki".
Rząd Tuska uznaje także w tej instrukcji - podaje tygodnik - że "w interesie strony polskiej jest zawarcie umowy, w oparciu o którą zostanie podpisany kontrakt na dostawy gazu na lata 2009-2014, tj. do czasu, gdy nie powstaną alternatywne od kierunku wschodniego możliwości zapewnienia dostaw, jakimi są gazoport w Świnoujściu i gazociąg Baltic Pipe".
Jednak po wizycie w Moskwie wicepremiera Waldemara Pawlaka w maju 2009 roku, instrukcje zostają zmienione - informuje "Sieci". "Najważniejsze założenia zostają wywrócone do góry nogami. Nie ma już mowy o gazoporcie, ani o Baltic Pipe. Rząd dopuszcza zwiększenie dostaw ponad polskie zapotrzebowanie, a +w interesie strony polskiej+ okazuje się podpisanie umowy do roku 2035" - czytamy.
W efekcie, mimo m.in. pism prezydenta Lecha Kaczyńskiego w tej sprawie, z oczekiwaniem wyjaśnień w sprawie ustępstw rządu, wynegocjowane zostaje niekorzystne do Polski porozumienie - dodaje tygodnik.
Kontrakt jamalski, to długoterminowa umowa między PGNiG a Gazpromem na dostawy gazu do Polski z września 1996 r. i obowiązująca do 2022 r. Dotyczy ok. 10 mld m. sześc. gazu transportowanego przez gazociąg Jamał-Europa. Polski odcinek rurociągu liczy ok. 683 km.
Zapisy kontraktu były renegocjowane w 2010 r. Ówcześni wicepremierzy Polski i Rosji, Waldemar Pawlak oraz Igor Sieczin, podpisali jesienią 2010 roku międzyrządowe porozumienie w sprawie zwiększenia dostaw gazu do Polski, a PGNiG i Gazprom podpisały aneks do kontraktu jamalskiego. Porozumienie dotyczyło zwiększenia dostaw rosyjskiego gazu do Polski o ok. 2 mld m sześc. rocznie. Zgodnie z umową, tranzyt gazu został przewidziany do 2019 r., a dostawy do 2022 r.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Karczewski o umowie z Gazpromem: nie działano w polskim interesie