Komisja Europejska poprosiła władze w Sofii, by Bułgaria do czasu aż zapewni przestrzeganie prawa, zawiesiła budowę swego odcinka gazociągu South Stream, który omija Ukrainę. Poinformował o tym we wtorek rzecznik KE ds. konkurencji Antoine Colombani.
"Naszą główną obawą jest to, że firmie South Stream Bułgaria, ustanowionej dla tego projektu, przyznano kontrakt na projekt, finansowanie, budowę i zarządzanie gazociągiem bez transparentnej, konkurencyjnej procedury, która jest oczekiwana w takim przypadku" - wyjaśnił zastrzeżenia KE Colombani.
Dodał, że obawy KE budzi też zapis w umowie międzyrządowej Bułgarii i Rosji w sprawie South Streamu, pozwalający na preferencyjne traktowanie spółek rosyjskich i bułgarskich przy przyznawaniu kontraktów podwykonawcom przez South Stream Bułgaria. Ponadto ogłoszenia o przetargach w tej sprawie nie byłyby publikowane w oficjalnym dzienniku.
Rzecznik pytany, czy KE oficjalnie poprosiła Bułgarię o zatrzymanie prac nad South Streamem, odparł: "Formalnie poprosiliśmy bułgarskie władze o informacje i w czasie, gdy toczą się te dyskusje z władzami bułgarskimi i dopóki nie będzie w pełni (zapewnione) przestrzeganie unijnego prawa, poprosiliśmy je także o zawieszenie projektu".
Colombani wyjaśnił, że KE uruchomiła procedurę wobec Bułgarii, a nie wobec innych państw UE zaangażowanych w South Stream, bo prace nad gazociągiem mają tam się właśnie rozpocząć i sprawa była pilna. Przestrzegł jednak, że KE obserwuje sytuację także w innych krajach i oczekuje, że przeprowadzą one przetargi na zamówienia publiczne przy budowie rurociągu "z pełnym poszanowaniem (unijnych) traktatów". "I podejmiemy (wobec nich) działania, jeśli będzie taka potrzeba" - ostrzegł.
Bułgarskie władze odrzuciły zarzuty KE, zapewniając jednocześnie, że wymagania unijne są spełnione; ma to potwierdzić misja KE, która przybędzie do Sofii 13 czerwca. Jednocześnie podkreślono, że South Stream stał się "zakładnikiem konfliktu ukraińsko-rosyjskiego".
Szef parlamentarnej komisji ds. energetyki Ramadan Atałaj wyraził przekonanie, że "po ustaniu geopolitycznych sprzeczek okaże się, iż Bułgaria nie naruszyła wymagania trzeciego pakietu energetycznego, a jeżeli jakieś naruszenia zostaną potwierdzone, będą one wyeliminowane". "Dla mnie jest ważniejsze, by kraj nie został pozbawiony gazu niż liczenie się z wymaganiami urzędników unijnych, którzy nie zapoznali się z dokumentami" - dodał.
Według ministra gospodarki i energetyki Dragomira Stojnewa "jest niedopuszczalne, by niektóre państwa unijne miały bezpośredni dostęp do rosyjskiego gazu, a inne przekształcano w zakładników konfliktu rosyjsko-ukraińskiego". "Mamy prawo do dialogu z KE i sprawa zostanie wyjaśniona w przyszłym tygodniu, kiedy do Bułgarii przybędą eksperci ds. morskiej części gazociągu" - wskazał.
Jednocześnie ścisłe kierownictwo partii socjalistycznej, głównej siły w rządzącej koalicji, potwierdziło, że gazociąg będzie budowany i Bułgaria w sporze z UE powinna "pokazać charakter" wzorem innych państw unijnych, jak Polska i Węgry, który potrafią bronić swoich interesów.
Umowy międzyrządowe dotyczące gazociągu South Stream podpisało z Rosją sześć krajów UE: Bułgaria, Węgry, Grecja, Słowenia, Chorwacja i Austria. W grudniu 2013 roku KE zaleciła renegocjację tych porozumień, bo są one sprzeczne z trzecim pakietem energetycznym UE. Umowy te - w opinii KE - dają nadmierne prawa Gazpromowi, jak np. zarządzanie gazociągiem, wyłączny do niego dostęp, ustalanie taryf przesyłowych. Do rozmów z rosyjskim rządem w sprawie zmiany umów w imieniu tych sześciu krajów została upoważniona KE, ale rozmowy na politycznym szczeblu zostały zamrożone ze względu na działania Rosji na Ukrainie.
W ubiegłym tygodniu w Sofii podano oficjalne wyniki ogłoszonego w grudniu 2013 roku przetargu na budowę bułgarskiego odcinka South Streamu. Wygrało go konsorcjum rosyjskiego Strojtransgazu i pięciu bułgarskich spółek. Firma stojąca na czele konsorcjum, Strojtransgaz, należy do biznesmena Giennadija Timczenki, który został objęty sankcjami USA po aneksji Krymu przez Rosję.
Timczenko - według pisma "Forbes" - jest szósty na liście najbogatszych Rosjan; łączą go przyjacielskie kontakty z prezydentem Władimirem Putinem. Wśród bułgarskich uczestników konsorcjum są z kolei, według mediów bułgarskich, spółki związane z kręgami zbliżonymi do obecnych władz.
Liczący 3600 km South Stream to wspólny projekt Gazpromu i włoskiej firmy ENI, który ma zapewnić dostawy rosyjskiego gazu do Europy Środkowej i Południowej z pominięciem Ukrainy. Przepustowość South Streamu ma wynieść 63 mld metrów sześciennych gazu rocznie. Rura ma prowadzić z Rosji przez Morze Czarne do Bułgarii, a następnie do Serbii, na Węgry, do Austrii i Słowenii. Ma to być kolejny, po Nord Stream, rurociąg omijający Ukrainę. Bułgarski, lądowy odcinek South Streamu długości 540 km, ma mieć trzy stacje kompresorowe i jedno, 59-kilometrowe, odgałęzienie.
W niedzielę komisarz UE ds. energii Guenther Oettinger uzależnił realizację planów budowy przez Gazprom gazociągu South Stream od postawy politycznej Rosji w kryzysie na Ukrainie.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: KE prosi Bułgarię o zawieszenie budowy South Streamu