Konkurencyjny rynek gazu to fikcja. Klient wybierze między PGNiG a… PGNiG. Groźna dla monopolisty jest tylko jego zachłanność.
Jak mówi Robert Białczyk, wiceszef KRI, dopiero rozpoczyna się proces, który doprowadzi do deregulacji i urynkowienia cen.
Pytanie, kiedy? Rząd mówi: najpierw dywersyfikacja importu, a więc budowa gazociągu z Norwegii i terminalu LNG. Prace potrwają do 2011-12 r. Do tego czasu w kraju będzie jeden liczący się dostawca: PGNiG. Przyznają to nawet rywale.
Jak mówi Marcin Buczkowski, prezes CP Energii, po 1 lipca 2007 r. klient nie będzie miał dużego wyboru. 99 proc. rynku jest w posiadaniu PGNiG.
Czy PGNiG, kiedy już zainwestuje w infrastrukturę do sprowadzania gazu, zrezygnuje z pozycji jedynego dostawcy? Czy ktokolwiek poza nim będzie mógł importować paliwo? Ministerstwo Gospodarki odmówiło przecież węgierskiemu Emfszowi zgody na import 50 mln m sześc. gazu z Azji Środkowej. Właśnie tyle może sprowadzać firma, która nie ma w kraju magazynów gazu. Ma je tylko PGNiG. Niewielcy dystrybutorzy gazu muszą więc kupować go w Polsce od giganta. Ale nie są bez szans.
Jak przekonuje Lech Gizelbach, prezes Ekoenergizu, cena, za jaką PGNiG sprzedaje gaz klientom finalnym, zawiera tak duży narzut, że konkurent może go sprzedawać nawet 8 proc. taniej.
Zachłanność PGNiG może więc paradoksalnie przyczynić się do powstania konkurencji i obniżki cen.
W myśl zasad obowiązujących na rynku od 1 lipca PGNiG musiało podzielić swoje spółki dystrybucyjne: oddzielić firmy handlowe od operatorów gazociągów dystrybucyjnych, którzy teoretycznie powinni udostępniać sieć na równych zasadach swojemu właścicielowi i jego rywalom. G. EN. Gaz Energia i MOW obawiają się nierównego traktowania. Proponują przejęcie przez państwo operatorów sieci.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Monopol PGNiG zniknie po 2010 roku