Monopolista zabiega o większą opłacalność krajowego wydobycia. Nadzór się krzywi.
Taki stan rzeczy PGNiG tłumaczy problemami technicznymi z eksploatacją złóż, ale nie tylko o to chodzi. Gazowemu potentatowi po prostu nie opłaca się teraz inwestować na większą skalę w krajowe wydobycie. To się jednak może zmienić. Problem dostrzegł rząd. Sektorowi gazowemu udało się wprowadzić do projektu polityki energetycznej Polski zapis, by rząd podjął działania zapewniające właściwą politykę taryfową, zachęcającą firmy do inwestycji w złoża krajowe. Prace nad dokumentem mają się zakończyć jeszcze w tym roku.
— Chodzi nam o taką politykę taryfową, która uwzględniałaby w cenie gazu nakłady poniesione przez spółkę na poszukiwania i wydobycie węglowodorów, by zagwarantować jej odpowiednią stopę zwrotu z zainwestowanego kapitału. Obecna taryfa ani nawet ta, o którą złożyliśmy wniosek, nie zapewnia nam tego — podkreśla Mirosław Dobrut, wiceprezes PGNiG.
Według PGNiG, problem jest poważny, a wagi nadaje mu to, że zostanie uwzględniony w polityce energetycznej kraju. Ale Urząd Regulacji Energetyki, który zatwierdza taryfę PGNiG, ma całkowicie inny punkt widzenia.
— Taryfa PGNiG — również ta, o którą przedsiębiorstwo zabiega — zapewnia spółce odpowiednią stopę zwrotu z kapitału. Nie widzimy powodu, by cokolwiek tu zmieniać. PGNiG dąży do tego, by cenę krajowego metanu zrównać z gazem ziemnym importowanym — ocenia Tomasz Kowalak, dyrektor departamentu taryf w URE.
Gaz krajowy jest tańszy i równoważy wysoką cenę paliwa z importu. Jeśli podrożeje, odczują to odbiorcy.
— Najlepiej byłoby, gdyby gaz ziemny nie podlegał taryfikowaniu — mówi Mirosław Dobrut.
Dopóki jednak na rynku gazu panuje monopol (PGNiG ma w nim 95 proc. udziału), całkowite uwolnienie go jest raczej mało prawdopodobne - informuje "Puls Biznesu".
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: PGNiG chce, by nasz gaz wrócił do jego łask