Tlący się od miesięcy rosyjsko-ukraiński konflikt wokół dostaw gazu może się ponownie zaostrzyć.
Przełomu w sytuacji nie przyniosła zeszłotygodniowa wizyta premier Ukrainy Julii Tymoszenko w Moskwie. Obok naliczonego wcześniej długu w wysokości 1,5 mld dol. za dostarczony gaz Moskwa domaga się od Kijowa zapłaty za 4 mld m sześc. gazu, które zdaniem przedstawicieli Gazpromu "zniknęły" na Ukrainie. Rachunek może wynieść 500 - 600 mln dol.
Jak 4 mld m sześc. gazu - 25 proc. ilości zużywanej rocznie przez Polskę - mogło się rozpłynąć? Analitycy przekonują, że nie jest to nic nadzwyczajnego. Rocznie przez Ukrainę tranzytem przepływa ponad 120 mld m sześc., a kolejne 60 mld zostaje w tym kraju. - Gazociągi są w fatalnym stanie. Teoretycznie możliwe jest, że część z zagubionego gazu dosłownie ulotniła się podczas transportu - uważa Natalia Milczakowa, analityk biura maklerskiego Otkrytie.