Polska, dywersyfikując dostawy gazu, powinna skupić się na budowie terminalu LNG, który będzie odbierał ciekły gaz ziemny dostarczany statkami, i zrezygnować z budowy gazociągu Baltic Pipe, którym ma docierać surowiec norweski - uważa Bogdan Pilch, wiceprezes zarządu i dyrektor ds. rozwoju rynku gazu w Electrabel Polska z grupy GdF Suez.
Gdyby Polska postawiła tylko na jeden projekt, wówczas dywersyfikacja dostaw kosztowałaby państwowy Gaz-System znacznie mniej. Dzisiaj ta spółka przesyłowa odpowiada za obie inwestycje. Przejęła je w 2008 r. od giełdowego Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa.
Obecnie na budowę terminalu LNG trzeba byłoby wydać 500–600 mln euro (2,4–2,8 mld zł). Specjaliści oceniają, że zwiększenie w pierwszym etapie mocy terminalu do maksymalnej zakładanej wielkości w niewielkim stopniu podrożyłoby projekt. Jednocześnie większa skala działalności spowodowałaby szybszy zwrot zainwestowanych pieniędzy. Ponadto terminal – teoretycznie – umożliwiałby import surowca z 15 krajów, które dziś produkują LNG - napisał "Parkiet".
– Priorytetem dla Polski powinna być budowa terminalu LNG i gazociągów międzysystemowych, które połączą krajową sieć z Niemcami oraz Czechami i Słowacją – mówi Marek Kossowski, prezes PGNiG w latach 2003–2005. W tej sytuacji rezygnacja z Baltic Pipe uwolniłaby Gaz-System od konieczności wydania około 450 mln euro (2,1 mld zł).
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Zbudujmy terminal LNG i zrezygnujmy z Baltic Pipe