W piątek w Kijowie zacznie się proces byłej premier Ukrainy Julii Tymoszenko oskarżanej o doprowadzenie dwa lata temu do podpisania niekorzystnych kontraktów z Gazpromem.
Na początku 2009 r. Gazprom na trzy tygodnie wstrzymał tranzyt gazu przez Ukrainę do Europy Zachodniej, aby wymusić od Kijowa wyższą zapłatę za swój surowiec.
Według prokuratury Tymoszenko przekroczyła uprawnienia, bo samodzielnie zatwierdziła nowe kontrakty ukraińskiego koncernu Naftohaz z Gazpromem, a potrzebna była akceptacja całego rządu.
Faktycznie władze Ukrainy zarzucają byłej premier, że zaakceptowała zawyżoną cenę gazu dla Ukrainy. Ten zarzut publicznie stawiał obecny prezydent Ukrainy Wiktor Janukowycz, który w 2010 r. pokonał Tymoszenko w rywalizacji o najwyższy urząd w państwie. Wraz z Janukowyczem do władzy doszła ekipa prorosyjskich polityków, wypierając polityków z prodemokratycznego i prozachodniego obozu pomarańczowych.
Zgodnie z kontraktem do 2020 r. Ukraina miała płacić "europejską" cenę za rosyjski gaz, ustaloną przez Gazprom w pierwszym kwartale 2009 r. na 450 dol. za 1000 m sześc. Dopiero potem okazało się, że Gazprom zawyżył "europejską" cenę o ponad 10 proc. i w efekcie Ukraińcy mieli płacić za rosyjski gaz drożej niż UE. Przez kilka miesięcy po podpisaniu kontraktu skutki takich uzgodnień nie były jeszcze w pełni widoczne, bo w czasie kryzysu ceny gazu na świecie spadły. A w 2009 r. Ukraina kupowała rosyjski gaz z 20-proc. rabatem w zamian za takiej samej wielkości opust dla Gazpromu w opłatach za tranzyt gazu do UE.
Julia Tymoszenko twierdzi, że miała prawo zatwierdzić gazowe kontrakty, a stawiane jej oskarżenia to polityczny odwet.
Adwokat byłej premier Siergiej Własienko uważa, że sprawę przekazano z naruszeniem przepisów. Tempo, w jakim śledczy skierowali sprawę do sądu, sugeruje, że musieli w ciągu jednej nocy sporządzić akt oskarżenia, co jest niezgodne z przepisami.
Na piątek w obronie Tymoszenko szykowana jest demonstracja w Kijowie, a w obronie byłej premier wystąpiło wczoraj kierownictwo europarlamentarnej Europejskiej Partii Ludowej (do której należy Platforma Obywatelska).
Politycy rządzącej na Ukrainie Partii Regionów zaczęli zaś sugerować, że Tymoszenko zaakceptowała zawyżone ceny dla Gazpromu, aby załatwić własne problemy w rozliczeniach z Rosją. Już w marcu sugerował to obecny premier Ukrainy Mykoła Azarow, a w zeszłym tygodniu parlamentarzyści Partii Regionów przedstawili pismo szefa rosyjskiego ministerstwa obrony Anatolija Sierdiukowa, który informował, że ukraińska firma JeESU jest dłużna rosyjskim wojskowym ponad 405 mln dol. za gaz dostarczony w latach 1996-97. Wtedy szefem tej firmy była Julia Tymoszenko.
Portal Ukrainskaja Prawda opublikował też kopię pisma, w którym szef rosyjskiego MON domagał się spłaty tych długów od obecnego premiera Ukrainy.
Tymoszenko odrzuca oskarżenia, twierdząc, że pod jej kierownictwem JeESU rozliczało się prawidłowo z Rosjanami. Deputowany Siergiej Paszynski z Bloku Julii Tymoszenko ironicznie nazwała zaś pismo szefa rosyjskiego MON "humanitarną pomocą" dla obecnych władz Ukrainy w walce z byłą panią premier.
Pożywką dla podejrzeń o knowania obecnych władz Ukrainy z Rosją może być to, że dzień po rozpoczęciu procesu przeciw Tymoszenko z nieoficjalną wizytą na Ukrainę przylatuje premier Rosji Władimir Putin. A już w kwietniu Tymoszenko postawiono zarzuty w przeddzień wizyty Putina.
Zdaniem wpływowego ukraińskiego tygodnika "Dzerkało Tyżnia", stawiając zarzuty Tymoszenko, obecne władze w Kijowie mogą dążyć do anulowania kontraktów z Gazpromem z 2009 r., aby zastąpić umowami korzystniejszymi dla Gazpromu i ukraińskich przedsiębiorców związanych z obecną ekipą rządową.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Julia Tymoszenko sądzona za gazowe kontrakty z Rosją