Rosyjski przywódca Władimir Putin będzie przekonywał w Sofii władze Bułgarii, by poparły projekt nowego gazociągu South Stream, zwiększający uzależnienie Europy od rosyjskiego importu. Rozpoczęta w czwartek wizyta może się jednak zakończyć fiaskiem.
Gdyby Władimir Putin wyjechał w piątek z Sofii bez bułgarskiej deklaracji przystąpienia do projektu, byłaby to klęska rosyjskiej dyplomacji. Na razie Rosjanom dobrze idzie namawianie innych rządów do wzięcia udziału w przedsięwzięciu wartym 10 mld dolarów. Moskwie udało się do niego przekonać m.in. Włochów, w zamian za co ich narodowy koncern ENi ma szansę na udziały w rosyjskich złożach.
Trudno spodziewać się, by podobną ofertę Rosjanie mieli dla Bułgarów. Na dodatek to państwo jako członek Unii Europejskiej musi liczyć się z faktem, że Bruksela popiera oficjalnie zupełnie inny pomysł na zwiększenie dostaw gazu dla Wspólnoty - rurociąg Nabucco. Decyzja w sprawie jego budowy może zapaść w przyszłym roku - wyjaśnia "Rz".
Gazociąg South Stream ma biec przez Morze Czarne do Bułgarii i stąd przez Grecję do Włoch. Rozważana też jest inna trasa - przez Rumunię, na Węgry i dopiero do Włoch. Gazociąg będzie mieć długość około 900 km. Dzięki niemu Rosjanie mogliby zwiększyć eksport gazu o 30 mld m sześc. rocznie. Wraz z gazociągiem północnym wiodącym przez Bałtyk (50 mld m sześc. rocznie) spowoduje znaczne uzależnienie Unii od rosyjskiego surowca.
Bułgarzy są więc w wyjątkowo kłopotliwym położeniu. Może się okazać, że zawrą tylko wstępną deklarację, a ich przystąpienie do projektu może się rozstrzygnąć za kilka miesięcy - czytamy w "Rzeczpospolitej".
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Rosja namawia Bułgarów do rurociągu South Stream